czwartek, 6 maja 2010

glupi wirus

z niedzieli na poniedziałek biegał mąż. Z poniedziałku na wtorek pluł syn. A ja się bałam bo miałam nikłą szansę że mnie ominie. I miałam rację - Całą środę walczyłam z paskudnym wirusem żołądkowym. Na szczęście w wersji light. Wersja light oznaczała mega bóle żołądka, skurcze jelit i mdłości. Na szczęście ominęły mnie wymioty i biegunka. Inaczej bym wylądowała w szpitalu. Aczkolwiek wersja light i tak mi dała mocno w kość.
Powoli żołądek odpuszcza i mam nadzieję że już będzie z górki.