środa, 27 kwietnia 2011

środowo

dziś dumałam jak ogarnąć dom i 3 dzieci mieszkając na wsi i pracując. Nie wiem jak to robiły nasze matki przychodzi mi na myśl tylko 1 myśl: naszym kosztem. Siedzieliśmy w kojcach łóżeczkach itp wynalazkach bo trzeba było: zrobić obiad (nie było mrożonek ani piekarników które można zaprogramować), wyprać pieluchy (nie było pampersów), przetrzeć zupkę (miksery też były rzadkością) nie mówiąc o sprzątaniu i zdobyciu czegoś jadalnego... Normalnie chylę z pokorą czoła...

wtorek, 26 kwietnia 2011

po szczepieniu

Byłam dziś ze Stasiem w przychodni na zaległym szczepieniu. WZW B. Odebrałam zapłaconą w marcu szczepionkę (trzeba kupować gdy rzucają do hurtowni). I poszliśmy do poradni. Bez kolejek (za to akurat lubią moją malutką przychodnię). Pani dr pooglądała najmłodszego. Oszacowała zmianę na ręce- wypytała co na to braliśmy... Ja że hydrocortizon - powiększyło się, triderm - była poprawa póki smarowałam, teraz nic. Że może to liszajec ( Pasikoniku powołałam się na Cię) pani dr no takkk to raczej to ale tu nie ma takiego strupka typowego- pech chciał że wczoraj odpadł bo on co 3 dni odpada i robi się nowy... Dała maść i zobaczymy co dalej. Oczywiście wg pani dr to BYŁA alergia która się nadkaziła...

Szcepienie mój dzielny syn zniósł super.
Niestety nie dostał naklejki "dzielny pacjent"
Za to ja znowu dostałam plakietkę głupia mama. Dlaczego? Bo nie szczepię na pneumokoki o meginokokach nie wspominając. Trzy razy pani dr mnie pytała w trakcie 5 minutowej wizyty czy na pewno się nie szczepimy i jeszcze głośny komentarz - proszę wbić w kartę że mama poinformowana o możliwości zaszczepienia przeciw pneumokokom...

Ręce mi opadły, cycki też i wszystko inne wirtualnie.

ps jeśli ktoś czyta to grzecznie proszę o komentarze przynajmniej będę wiedziała że nie piszę tylko dla siebie

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

refleksje

w czyimś blogu ostatnio przeczytałam o więzi między rodzicami a dzieckiem. Zastanowiło mnie to mocno... Jakoś przy starszych nie dumałam nad tego typu rzeczami.
A teraz?
Widzę, że owszem tata super sprawa - do zabawy, do jedzenia może być pod warunkiem, że mały ma ochotę nie na mleczko. O mleczko - to podstawa ale o tym kiedy indziej.
Mama jest potrzebna jak powietrze do oddychania. Mama do zasypiania. Mama gdy coś boli, mama gdy smutno lub źle.
I nawet często nie muszę nic mówić wystarczy potrzymanie za palec (mój).
Momentalnie oddech się wyrównuje. Wraca spokój na małej twarzy mojego synka.
Nie wiem jak to działa. Może to jakaś chemiczna więź a może fizyczna a może niematerialna? Nie wiem. Wiem, że często jestem ostoją spokoju dla najmłodszego. Nikt i nic nie uciszy go tak szybko jak ja. Nawet tata.
Jakiś czas temu mąż stawał na głowie by uspokoić wrzeszczącego synka nic z tego - z momentem wejścia mnie do domku i wzięcia na ręce krzyk ustał. On po prostu wrzeszczał i z całych sił domagał się obecności mamy.
I jak tu mu odmawiać zaspokojenia tej potrzeby? Często znajomi mnie pytają: Staś sam zsypia? Daje ci popalić? Itp itd... No nie- nie zasypia sam- do przejścia w sen potrzebuje mamy. Nieodwołalnie. Mama może kołysać w ramionach, może stać obok i nucić może też być obok byle trzymać jej palec czuć zapach. Bo mama jest jak powietrze- zawsze była zawsze jest zawsze będzie... Jest w tym coś mistycznego i niepojętego. I tylko trzeba pamiętać żeby dać dziecku wolność... Kiedyś tam

niedziela, 24 kwietnia 2011

świątecznie

Uff blogspot w domku się odblokował. Mogę pisać z domku...
Święta minęły pod znakiem radości i śmiechów. Przygotowania były mocno utrudnione ze względu na obecność 9 miesięcznego bobasa... Najprościej to można sobie podejrzeć tutaj: KLIKNIJ ABY OBEJRZEĆ FILMIK

A tyle refleksji mi ukmnęło przez ten tydzień bez możliwości napisania postów...
Może przy innej okazji nadrobię.

A na razie życzę wszystkim czytelnikom- wiary w lepsze jutro, nadziei na radość i łask Bożych w te Niepojęte Święta.